Kolekcjonerska pasja Hermanna Göringa rozwinęła się niedługo po zakończeniu I wojny światowej. Już wtedy późniejszy dowódca niemieckiego lotnictwa wojskowego zaczął zbierać pojedyncze obrazy i rzeźby, które stały się podwalinami jego kolekcji.

Hitlerowcy planowali przejąć największe skarby europejskiej kultury

W 1933 roku, po objęciu przez Hitlera stanowiska kanclerza, wspólnie opracowali plan, zgodnie z którym największe skarby europejskiej kultury miały znaleźć się w III Rzeszy. Aby rabunek bezcennych kolekcji przebiegał sprawniej, powołano Devisenschutzkommando, specjalną jednostkę odpowiedzialną za poszukiwanie na podbitych terenach bezcennych gobelinów, rzeźb, obrazów i innych obiektów. Równolegle z Devisenschutzkommando działało Einsatzstab Reichsleiter Rosenberg (ERR). Organizacja, którą kierował nazistowski ideolog Alfred Rosenberg, okradała z bezcennych woluminów wschodnie i zachodnie archiwa i biblioteki.

W ten sposób ponad 2 miliony książek, wcześniej ocenionych pod kątem ideologicznym przez nazistowskich ekspertów, trafiło do Raciborza. To oni decydowali o dalszych losach spuścizny po „wrogach Rzeszy”. Göring miał więc łatwy dostęp do tych wszystkich skarbów, a jako ulubieniec Hitlera regularnie otrzymywał „prezenty”, w rzeczywistości będące łapówkami. Część zdobytych w ten sposób obrazów należących do „zdegradowanej sztuki” (niepasującej ideologicznie), m.in. dzieła Mattise'a czy Picassa, wymieniał na prace Tycjana i Rubensa. W trakcie przesłuchań twierdził, że nabywał je za pieniądze, jednak dalsze śledztwo wykazało, że marszałek kłamał.

W 1939 roku liczącą blisko 200 arcydzieł kolekcję Göring ulokował w swojej rezydencji Carinhall. Na ścianach obok poroży dzikich zwierząt znajdowały się kompozycje Vermeera, Rembrandta, Lucasa Cranacha, Renoira i Moneta. W bibliotece umieszczono dwa stoły – jeden mahoniowy ze swastykami po bokach, drugi z nogami w formie penisów wciśniętych w kobiece piersi.

Hermann Göring – wielki kolekcjoner

Göring uważał się za człowieka renesansu. Marzył, by jego dworek stał się turystyczną mekką mającą bezpośrednie połączenie z Berlinem. Swoją kolekcję traktował jako spuściznę, a gromadzenie nowych dzieł wkrótce stało się obsesją. Dlatego zaczął je pozyskiwać w przemyślany, celowy i zorganizowany sposób. Chciał jak najszybciej i jak najmniejszym kosztem stać się posiadaczem największych zbiorów sztuki.

Korzystając z wcześniejszych znajomości z żydowskimi marszandami, w zamian za opiekę, Göring kazał im kraść wskazane przez siebie dzieła znajdujące się w prywatnych i państwowych zbiorach. Łupem marszałka padła m.in. kolekcja Jacques'a Goudstikkera.

Kenneth D. Alford, autor książek o zaginionych w trakcie wojny skarbach, podaje dokładne liczby. Według niego w 1945 roku Göring miał:

  • 1375 obrazów,
  • 108 gobelinów,
  • 200 mebli,
  • 250 rzeźb,
  • 75 witraży,
  • 175 innych dzieł.

Szacunkową wartość kolekcji Göringa ocenia się dzisiaj na co najmniej kilkaset milionów euro. Zaginioną „Madonnę z Dzieciątkiem” Memlinga wyceniono w 2000 roku na 250 mln dolarów, „Madonna z Dzieciątkiem i Janem Chrzcicielem” Lucasa Cranacha starszego ma obecnie wartość 2,2 mln euro. Za najcenniejsze uchodzą „Para kochanków” van Gogha z 1913 roku (50 mln euro) i wyceniana na taką samą sumę „Wieża niebieskich koni” niemieckiego ekspresjonisty Franza Marca.

Hermann Göring podczas procesów w NorymberdzeHermann Göring podczas procesów w Norymberdze. Fot. Photo 12/Universal Images Group via Getty Images

Ucieczka z luksusowego muzeum

Początek 1945 roku sprawił, że Göring zaczął myśleć bardziej realnie niż dotychczas. Dawny przyjaciel Hitlera widział straszne rzeczy. Niemieccy żołnierze uciekali w popłochu przed aliantami. Zabici i ranni leżeli w dołach przysypanych śniegiem i w błotnistych kałużach. Te sceny nie napawały marszałka optymizmem. Chciał za wszelką cenę zabezpieczyć to, co ukradł. Skoro nie mógł mieć wszystkiego, musiał zadbać o to, co nabył do tej pory.

Był chciwy i próżny, a tymczasem stworzona przez niego machina pozyskiwania luksusowych przedmiotów przestała działać. Dlatego podzielił kolekcję na dwie części, z których jedną zabrał ze sobą do luksusowego pociągu zmierzającego w kierunku Berchtesgaden. Widząc z okien pociągu zamieszanie spowodowane napływem 14 tysięcy wagonów towarowych, marszałek postanowił wmieszać się w tłum.

Dalsze losy kolekcji

Tajemnicą poliszynela było, że Göring nikomu dobrowolnie nic nie podarował. Tymczasem po opuszczeniu wagonu, dał w prezencie osobistej pielęgniarce jeden ze swoich bezcennych obrazów, namalowane przez Vermeera płótno „Chrystus i jawnogrzesznica”. W 1945 roku stwierdzono, że nieznana praca Vermeera w rzeczywistości jest falsyfikatem! Do podrobienia dzieła przyznał się sam fałszerz, Han van Megeeren. Czyżby Göring znał tajemnicę „arcydzieła” i dlatego dał upominek pielęgniarce? Wiele na to wskazuje.

Kłopoty Göringa dopiero się zaczynały. Stało się jasne, że marszałek nie zdoła ukryć wszystkich skarbów. Po raz kolejny musiał zdecydować, które przedmioty zostawić na stacji kolejowej, a które wysłać dalej, do Unterstein. Następnego dnia łupem mieszkańców Unterstein padły luksusowe wiktuały, drogie alkohole, papierosy, kawa i cukier. Dywany i francuskie kobierce rozcinano na części. Nie oszczędzono też złotych monet i obrazów. 4 maja do Berchtesgaden, gdzie na polecenie marszałka porzucono część skarbów, wkroczyli amerykańscy żołnierze ze 101. Dywizji Powietrznodesantowej. Kapitan Harry V. Anderson, szybko zdał sobie sprawę, że pozostawione w nieładzie obiekty w nieukończonym podziemiu dowodzenia są słynną kolekcją Göringa. Obrazy skonfiskowane z „jaskini Aladyna” zajmowały 40 pomieszczeń, na rzeźby przeznaczono jedynie 4 pokoje wraz z szerokim korytarzem.

kolekcja GöringaAmerykańscy żołnierze, którzy odnaleźli zagrabione przez Hermanna Göringa dzieła sztuki. Fot. Hulton-Deutsch Collection/CORBIS/Corbis via Getty Images

Walka o przetrwanie

Był 9 maja 1945 roku. Do siedziby dowództwa amerykańskiej armii w Kitzbühel w Austrii przyjechał Göring. Hitler zarzucił mu zdradę stanu. Szukały go uzbrojone oddziały dywizji Waffen SS. Göring wszedł ciężkim krokiem, był niewyspany i zły. Początkowo mylnie sądził, że Amerykanie osadzą go w areszcie domowym, w luksusowych warunkach, do jakich przywykł. Zmuszony sytuacją przystąpił do negocjacji. W zamian za uwolnienie chciał przekazać informacje o planach i strategii III Rzeszy.

„Tajne” informacje okazały się jednak bezwartościowe. Dlatego swobodę i korzystanie z rzeczy osobistych postanowił kupić za kilka drogich prezentów. Wśród nich były obrazy. Kolejne przesłuchanie miał przeprowadzić generał Arthur White. Ponieważ Göring nie znał angielskiego, chociaż dużo rozumiał, White zaproponował tłumacza. Został nim major Paul Kubala. White podejrzewał, że Göring pamiętał o zakopanych skarbach, ale celowo nic nie mówił. Kilka dni później zyskał dowód. Zaprosił go do domu, gdzie po raz pierwszy marszałek wspomniał o wartej wówczas 400 tysięcy dolarów „Madonnie z Dzieciątkiem” Hansa Memlinga.

Niewielkie płótno mierzące niespełna 15 na 25 centymetrów Göring ukradł ze zbiorów Louisa de Rothschilda na rok przed wybuchem II wojny światowej. Udostępnione przez marszałka i przechodzące z rąk do rąk dzieło zniknęło. Rozpłynęło się jak we mgle! Mimo wielu starań, m.in. Herberta Stewarda Leonarda z monachijskiego oddziału MFA&A, instytucji poszukującej i zabezpieczającej skradzione dzieła sztuki, Memlinga, podobnie jak wielu innych obiektów z kolekcji Göringa, nigdy nie udało się odnaleźć. Część skradzionych obiektów znajduje się w prywatnych kolekcjach, niektóre, jak „Chałupy nad kanałem” Jana van Goyena, trafiły do innych muzeów, jeszcze inne, np. posąg Wenus, prezent od Mussoliniego, zakopano w pobliżu rezydencji Carinhall, którą wkrótce po wojnie zniszczono.

Dzieła sztuki rabowano również w Polsce

Latem 1939 roku do Warszawy, Krakowa i innych większych miast przyjechała grupa niemieckich historyków sztuki na czele z SS-Standartenführerem Kajetanem Mühlmannem. Oficjalnie stawili się na konferencje naukowe, nieoficjalnie, by oglądać prace, które można wywieźć z Polski. W ten sposób z kościoła Mariackiego zniknął „Ołtarz Mariacki” Wita Stwosza, zaginiony w 1939 roku i nie odnaleziony do dziś „Młodzieniec” Rafaela, prace Rembrandta, Dürera, Jacka Malczewskiego, Stanisława Wyspiańskiego i Jana Matejki. Łącznie blisko 63 tys. dzieł o wartości 30 mld dolarów.

Los ukradzionych z Polski dzieł sztuki bywał różny: niektóre przypadkowo trafiają na aukcje, a stamtąd do muzeów, w których były przed wojną. Części dzieł, jak tych wywiezionych do Związku Radzieckiego, na przykład „Madonny Głogowskiej” Lucasa Cranacha wciąż nie udaje się odzyskać, jeszcze inne bezpowrotnie zniszczono. Kiedy w listopadzie 2010 roku świat obiegła wiadomość o odzyskanej „Żydówce z pomarańczami” Aleksandra Gierymskiego, nikt nie wiedział, gdzie po Powstaniu Warszawskim kompozycja się znajdowała. Wywieziona z Muzeum Narodowego w Warszawie pozostawała poza zasięgiem polskiego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wreszcie po latach obraz wystawiono w domu aukcyjnym Eva Aldag w Buxtehude pod Hamburgiem, skąd trafił do macierzystej galerii.

Optymistycznie brzmią też opowieści o odzyskanym w 2023 roku dyptyku z Gołuchowa. Pochodzące z kolekcji Czartoryskich płótna „Mater Dolorosa” i „Ecce Homo” Dierca Boutsa po wybuchu II wojny światowej schowano w kamienicy przy ul. Kredytowej 12, gdzie mieszkała Maria Ludwika Czartoryska. Odkryte przez Niemców dzieło wywieziono do Muzeum Narodowego w Warszawie, gdzie znajdowało sie co najmniej do wybuchu powstania warszawskiego. W 2019 r. obrazy zidentyfikował pracownik MKiDN w zbiorach Museo Provincial de Pontevedra w Hiszpanii.

Takich historii jest więcej. Prywatni kolekcjonerzy zwracają dzieła z ulgą. Krwawe pochodzenie pociąga ich mniej niż wartość złupionego w czasie wojny skarbu. Takie informacje cieszą. Polska jako jeden z nielicznych krajów wciąż nie odzyskała większości zrabowanych (m.in. przez świtę Göringa) dzieł sztuki. Winę za to ponosi ustanowione prawo – o ile kraje skandynawskie chętnie przekazują prace pierwotnym właścicielom, o tyle Niemcy i Rosjanie w ogóle o tym nie myślą. Jak widać, historia lubi się powtarzać.